Magdalena Zeist: 24 lutego była premiera Pani najnowszej powieści, zatytułowanej Wszystko pod kontrolą. Jakie emocje towarzyszą Pani w związku z tą premierą?
Ewelina Miśkiewicz: Bardzo się cieszę, że moja kolejna powieść trafiła w ręce Czytelniczek i Czytelników. Ale staram się nie popadać w nadmierną euforię, a już na pewno nie w samo zachwyt, bo nie chodzi mi jedynie o to, aby wydać książkę dla siebie, postawić na półce i cieszyć się, że jestem pisarką. Nie chodzi o dopieszczanie ego, czy coś w tym stylu. Pisząc, pragnę, aby książka znalazła Czytelnika, aby dała mu chwilę wytchnienia, sprawiła przyjemność, może zostawiła jakąś refleksję. To jest trudne, bo na rynku wydawniczym jest duża konkurencja, a tak naprawdę to jest w tym wszystkim najistotniejsze, pisanie ma sens, kiedy jest odbiorca. Dlatego oprócz radości z wydania kolejnej książki, czuję też lekką tremę, przed tym jak zostanie odebrana, czy się spodoba, czy Czytelniczki i Czytelnicy będą po nią sięgać.
Co zainspirowało Panią do napisania książki Wszystko pod kontrolą?
Najpierw była „Nagła zmiana planu”, która właściwie miała być pojedynczą książką, ale w Wydawnictwie Czwarta Strona ujrzano w niej potencjał na serię, więc naturalną konsekwencją było pisanie kolejnej części. Postanowiłam, że jej bohaterką będzie Karolina, która w „Nagłej zmianie planu” spodziewała się dziecka. Uznałam, że na ten moment akurat w jej życiu wydarza się coś, co ma potencjał fabularny. Ciąża w jej przypadku to ogromne wyzwanie, zdarzyła się niespodziewanie, ojciec dziecka nie jest zbytnią nią, ani dzieckiem zainteresowany, w dodatku Karolina ma mnóstwo wątpliwości, w tym kompletnie nie czuje emocjonalnej więzi z córeczką. I ona, wydawałoby się, że kobieta niezależna, posiadająca własne zdanie, czuje się momentami wobec tego bezradna. Ma też opory przed rozmową z kimkolwiek na temat swoich odczuć, bo przecież to nie do pomyślenia, aby matka nie potrafiła nawiązać więzi z własnym dzieckiem.
Tworząc bohaterów, wzoruje się Pani na znanych jej osobach?
Moje bohaterki to tak naprawdę efekt mieszania cech różnych osób z mojego życia, które są obecnie, które jedynie gdzieś się w nim przewinęły, prawdopodobnie też konsekwencja oglądania filmów i czytania książek. Bywa, że bohaterowie mają również moje cechy, czerpię ze swoich doświadczeń i
przeżyć. Ale to wszystko odbywa się nie do końca świadomie, gdy piszę, puszczam wodze fantazji, daję pracować swojej wyobraźni, a w niej pewnie mieści się przede wszystkim to, co sama gdzieś zapamiętałam, dostrzegłam. Prawdopodobnie też nigdy nie potrafiłabym odwzorować jakiegoś bohatera jeden do jednego z rzeczywistą postacią, bo zawsze byłoby to jedynie moje wyobrażenie o niej, bez względu na to, jak bardzo starałabym się być empatyczna, jak wiele rozmów bym z nią przeprowadziła. W fikcji literackiej zawsze coś jest przefiltrowane przez wyobraźnię autora. Chyba tylko w reportażu, w którym oddaje się głos innym ludziom, można przedstawić ich całkowicie autentycznie. Co nie oznacza, że nie próbuję tworzyć autentycznych bohaterów, staram się pisać tak, aby ich doświadczenia były jak najbardziej prawdziwe i aby inne osoby mogły się z nimi identyfikować, mając podobne doświadczenia i przeżycia.
|
Ewelina Miśkiewicz |
Do tej pory napisała Pani dwie powieści obyczajowe. Planuje Pani spróbować swoich sił również w innych gatunkach?
Na ten moment jestem pochłonięta powieściami obyczajowymi i z nimi zamierzam łączyć swoją dalszą drogę. W tym gatunku podoba mi się to, że owszem, są zasady, które wyznaczają ramy gatunku, ale są znacznie bardziej elastyczne niż na przykład w przypadku kryminału, gdzie ważna jest zagadka, ciekawe i zaskakujące zakończenie, zbrodnia, ogólnie mówiąc, autor piszący kryminały musi się pewnych wyznaczników trzymać dość ściśle. Inaczej może napisać dobrą powieść, ale niekoniecznie trafiającą do kryminalnego czytelnika, który ma określone wymagania. Mnie zawsze bardziej interesowała warstwa obyczajowa i myślę, że właśnie powieść obyczajowa jest tym gatunkiem, w którym będę się odnajdywać, i który będę chciała tworzyć. Daje ona znacznie większą swobodę niż na przykład kryminał. A ja chyba jednak nie lubię się ograniczać.
Książki, jakiego autora bądź autorki lubi Pani najbardziej?
Kiedyś czytałam sporo kryminałów, a od jakiegoś czasu powieść obyczajowa jest tym gatunkiem, która wybieram także jako codzienną lekturę. Polubiłam się najbardziej z Jodi Picoult, która w każdej swojej powieści porusza również jakiś ważny społecznie temat. Generalnie częściej ostatnio sięgam po autorki kobiece, bo książki pisane przez kobiety okazują się mi bliższe. Lubię także Meg Wolitzer. Wciąż szukam nowych autorek, trochę żałując, że wcześniej nie szłam w tę stronę w swoich poszukiwaniach lekturowych. Kobiety piszą naprawdę dobre rzeczy. Trzeba je czytać!
Skąd czerpie Pani inspirację do tworzenia kolejnych historii?
Kiedyś myślałam, że aby pisać, trzeba dużo czytać. Tak powiedział mi ktoś, kto na co dzień zawodowo zajmuje się pracą z autorami. Tymczasem to tylko część prawdy, i wcale nie ta część najważniejsza. Oczywiście, trzeba czytać, ale aby tworzyć autentyczne opowieści, należy żyć nie tylko fikcyjnymi fabułami, dobrze, gdy osoba pisząca sama zna emocje, o których pisze, coś w życiu przeszła, przeżyła. To daje jej pewien bagaż, z którego może czerpać inspiracje. Owszem, nie wszystkiego da się również doświadczyć, nadmiar emocji bywa niszczący, ale pewne przeżycia budują w nas empatię, wrażliwość, a to także przydaje się przy tworzeniu historii. Staram się sięgać do własnych przeżyć, obserwacji, zasłyszanych opowieści, do wszystkiego, co najbliżej związane jest z prawdziwym życiem. A czytanie książek uczy mnie przede wszystkim jak te opowieści ubrać w formę.
Który książkowy bohater Pani książek jest jej szczególnie bliski?
Chyba nie mam swojego ulubionego bohatera, wszystkich w jakimś sensie darzę sympatią, nawet tych nie do końca pozytywnych, ale w końcu ktoś i taką rolę musi odegrać, aby inny bohater lub bohaterka mogli się zmienić.
Pracuje Pani obecnie nad kolejną powieścią?
Cały czas nad czymś pracuję, nawet jeśli robię sobie wolne, to i tak nie potrafię żyć bez pisania, choćby robienia notatek, pisania fragmentów powieści, a ostatnio na tak zwanym wolnym napisałam kilka tekstów piosenek. Zamierzam je wykorzystać w książce, o której ostatnio najintensywniej myślę, i która ma już kilka stron zapisanych. Jestem dużo do przodu jeśli chodzi o aktualne plany wydawnicze. Dopiero wyszła druga część serii „Babski wieczór”, a tekst trzeciej jest już w wydawnictwie na etapie prac redakcyjnych. Także na historię kolejnej przyjaciółki Czytelniczki i Czytelnicy nie będą długo czekać.
Jak wygląda Pani pisarska rutyna?
Piszę codziennie, ale odpoczywam w weekendy i różnego rodzaju święta. Najlepiej pisze mi się rano, ale czasami siadam do pisania po południu. Staram się trzymać tego schematu, wówczas pierwsza wersja książki jest gotowa po trzech miesiącach.
|
"Wszystko pod kontrolą" Eweliny Miśkiewicz |
Czy pandemia była Pani sprzymierzeńcem, czy może wrogiem w tworzeniu nowych historii? Jak obecna sytuacja na świecie wpłynęła na Pani proces twórczy?
Gdy wybuchła pandemia akurat zaczęłam pisać nową książkę i to mi w pewnym sensie pomogło przetrzymać ten czas. Jak wszyscy czułam niepewność, również strach, niemal w jednej chwili świat, który znaliśmy, zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni. Teraz może jesteśmy już z tym oswojeni, lęk zastąpiła frustracja, że to wszystko wciąż trwa, nadal nałożone mamy ograniczenia, ludzie różnie reagują, podważają autorytety medyczne, śmieją się z lęków innych, uważają, że zabiera się im wolność. To w pewnym sensie test, doświadczenie, które przede wszystkim wiele mówi o nas samych, reakcje, jakie mamy na tę sytuacją, przede wszystkim określają nas samych. Ja w tamtym czasie potrzebowałam jakiegoś punktu zaczepienia, czegoś stałego, na co pandemia nie miałaby wpływu. Tym czymś było pisanie. Pracowałam nad książką w swoim tempie, tak jakby sytuacja na świecie się nie zmieniła.
Pandemia nie była ani wrogiem, ani sprzymierzeńcem, po prostu miałam coś, co w tej całej niepewności dawało mi poczucie stabilizacji i przewidywalności.
Na koniec puśćmy wodze fantazji i zapomnijmy na chwilę o sytuacji epidemicznej na świecie. Jeśli mogłaby się Pani za pięć minut znaleźć w dowolnym miejscu na świecie, to jaki byłby Pani cel podróży?
Pierwsza myśl: Nowy Jork. Zafascynowałam się tym miastem poprzez czytane książki i oglądane filmy. Ale na pewno nie chciałabym się tam znaleźć sama, lecz z jakąś bliską osobą, lub osobami. Miejsca bez ważnych dla nas osób, przeżyć, dobrych wspomnień, same w sobie bywają puste, są molochami bez duszy, nawet jeśli uważane są za najpiękniejsze miejsca na świecie. Pewnie dlatego, gdy gdzieś nam jest źle, czujemy, że dane miejsce nam nie odpowiada, wydaje się nam brzydkie, to nie do końca jest wina samego miejsca, lecz nas, którzy w danym miejscu nie mamy nikogo bliskiego i czujemy się samotni. Bo w końcu najważniejsi są ludzie i bliskość, jaką udaje się nam z nimi stworzyć.